Rafał „THE RAFAL” Brzozowski, zgodnie z przewidywaniami, poległ w drugim półfinale Eurowizji i nie awansował do sobotniego głównego koncertu, mimo gorących modlitw komentatora TVP aż do momentu ogłoszenia ostatniego wolnego miejsca w czwartkowy wieczór. Być może komentator był jedyną osobą na świecie, która autentycznie wierzyła w awans prezentera „Koła fortuny” i „Jaka to melodia”, a być może trzeba było się wykazać na nowym stanowisku przed, oglądającym na pewno, Jackiem Kurskim, który chwilę po ogłoszeniu wyników złożył hołd Brzozowskiemu na Twitterze. Jackowi i rodzinie się podobało, a to najważniejsze. O rezultatach jednak nie poinformowały „Wiadomości” TVP1, które jeszcze parę miesięcy temu ustami swoich „ekspertów ds. wszystkiego” zapowiadały, że to idealny kandydat do zwycięstwa z jakże silną piosenką.
A to nawet nie był on.
Rafałowi Brzozowskiemu, jako reprezentantowi TVP, naprawdę trudno było kibicować, ale i w ogóle podchodzić do tej kandydatury (i kupionego na bazarku w Szwecji utworu) chociażby neutralnie. W 2016 roku, kiedy skłaniano się ku wyborowi wewnętrznemu i wysłaniu na Eurowizję Margaret, nowy szef, Jacek Kurski, ogłosił, że hola, hola! Jak to tak wewnętrznie? O wszystkim ma zadecydować ciężko pracujący lud. Zrobiono igrzyska, Margaret typowana przez bukmacherów nie tylko do zwycięstwa w Polsce, ale i również do wygranej w całym konkursie poległa i pojechał Michał Szpak, który jednak utarł nosa wszystkim niedowiarkom, zajmując wysokie 8. miejsce (3-cie w głosowaniu telewidzów). Czy „Cool Me Down” Margaret byłoby wyżej? Tego nigdy nie się nie dowiemy, ale singiel i tak stał się przebojem również poza Polską.
To, że THE RAFAL nosa utrze co najwyżej samemu sobie było w zasadzie wiadome od początku, nawet nie patrząc na obstawianie bukmacherów, którzy przy dobrych wiatrach dawali nam jedynie ciut większe szanse na awans do finału niż Watykanowi. Rok temu w wyniku narodowych preselekcji (słabych, bo słabych, ale jednak) zdecydowano się wysłać Alicję, która wygrała wcześniej „The Voice of Poland”. Najwidoczniej termin ważności prezesich słów nie jest dłuższy niż 5 lat, bo w 2021 roku ciemny lud nie miał już nic do gadania, a wybrano wewnętrznie – i to nie Alicję, która nie pojechała na Eurowizję 2020, bo jej po prostu nie było (covid, hello), a popularnego, w gronie prenumeratorek „500 panoramicznych”, prezentera teleturniejów.
Rafał Brzozowski jest najlepszy
Rafał zachłysnął się tym niebywałym sukcesem. Oglądałem kilka jego początkowych wywiadów, które zestarzały się brzydko już w trakcie ich trwania. Showman TVP ogłaszał między innymi, że jego singiel to światowa jakość (choć to odrzut z jakiejś szwedzkiej wytwórni i to chyba nie najlepszej tbh), że stacje radiowe wręcz zabijają się, aby go grać (sprawdziłem wtedy i zagrano to dosłownie 4 razy, a piosenka do dziś nie weszła do top 100 najchętniej granych piosenek w polskim radiu, co jest nie lada wyczynem przy tak nachalnej promocji), że Alicja jest młoda, to se poczekać może, a Europa już się zachwyciła (we wszystkich możliwych europejskich rankingach Polska okupowała top 3, ale od końca) i ogólnie szykuje nam się international success, więc zamknijcie japy polaki hejtery.
Jeżeli chodzi o elementy international w całej drodze naszego Nowego Wielkiego Polaka na scenę w Rotterdamie, to na ostatniej prostej zauważyłem jedynie zmianę ksywki na grafice poprzedzającej jego występ w półfinale i usunięcie tam polskiej litery – występował już nie jako wypisany wielkimi literami RAFAŁ, but RAFAL.
I na tym międzynarodowa kariera się skończyła.
TVP (znowu) flopnęło
Nie da się ukryć, że TVP sypnęło groszem, zarówno na teledysk, jak i na staging, co jest pewną nowością, ale ostatecznie wyszło tak, jakbyśmy wybierali się na Eurowizję w 2002 roku i awans miałyby nam dać sztuczne ognie odpalone na siłę przez pół występu. Nie wiem kto ile przytulił przy produkcji tego wszystkiego, ale pachnie dobrym tematem dla Mariana Banasia, bo kasa wyrzucona raczej w błoto. Wielkim atutem miała być choreografia Agustina Eguroli (kiedyś TVN, dzisiaj TVP), ale dla mnie tańce sygnowane jego nazwiskiem, to jedno wielkie podskakiwanie w chaosie, bez żadnego ładu, składu czy pomysłu. Dobre może na potrzeby Sylwestra z Zenkiem czy „Jakiej to melodii”, ale nie tu.
Sam utwór „The Ride” jest po prostu płaski, niezapadający w pamięć, brzmi jak demo (a może nim jest), a wokalnie jak było to wszyscy słyszeli. Trochę zdziwiło mnie, że Rafał Brzozowski w drugim refrenie wolał krzyczeć coś do publiczności, jakieś heloł jurop, lets rajd i tak dalej, podczas gdy resztę roboty robił za niego wokal w tle, do którego czasem nie zdążył ruszać ustami, więc miało to może wyglądać jak „the ride of his life”, zabawa i fun, a wyglądało na nieudany playback twojego starego, który dorwał się do karaoke w osiedlowym barze. Nasz reprezentant chyba źle się czuł tańcząc, bo nie wyglądało to swobodnie, ruszał się ciężko i ciężko też się to oglądało, a przecież widzowie głosują na to, co jest miłe nie tylko dla ucha, ale i dla oka.
RAFAL po półfinale nie stracił jednak dobrego humoru i swojej wysokiej samooceny, stwierdziwszy że jego występ zdecydowanie nie odstawał od innych. Nie ma nic przeciwko krytyce, ale hejtowi mówi równie duże jak jego pseudonim artystyczny STOP.
Czy to hejt? Nie.
Może gdyby Brzozowski miał więcej pokory i nie dokonywał aktów dogadzania sobie przy każdym możliwym wywiadzie to nie odpalałbym wordpressa, żeby po miesiącach coś tu napisać, ale kurde – czekasz dwa lata, liczysz że w końcu Polska wyśle coś fajnego, coś na miarę My-Słowianek ubijających masło na scenie (5-te miejsce w głosowaniu telewidzów, przypominam!), a tu takie rozczarowanko.
Do tej pory nie rozumiem brak awansu w 2019 roku zespołu Tulia, który opadł przez błąd czeskiej jurorki (w półfinale swoją top listę ułożyła w odwrotnej kolejności niż później w finale i hardcorowi fani konkursu obliczyli, że to przez to zabrakło nam tych dwóch punktów do awansu – moim zdaniem powód dobry, żeby co najmniej zaanektować czeski Śląsk i porwać za karę Ewę Farną jako jeńca wojennego, ale po polskiej stronie cisza i to jeszcze Czesi nam kopalnię zamykają, wstańże z kolan narodzie, ech), a teraz kto wie? Obrazimy się na Europę i wycofamy z Eurowizji na jakiś czas? A ja przecież lubię jak te cyferki latają na ekranie, co opisałem już wcześniej – klik!
Kto wygra Eurowizję? Ukraina? Francja? Szwecja?
W tym roku kibicuję Ukrainie jak swoim. Zespół Go_A znam już bardzo długo, tzn. dłużej niż od tego sezonu eurowizyjnego. Moje słowiańskie serduszko raduje się zawsze, kiedy słyszy takie folkowe numery, a Go_A umiejętnie łączy tradycyjny lokalny folklor z nowoczesnością i elektroniką. W ubiegłym roku mieli reprezentować Ukrainę z utworem „Solovey”, który jest (niespodzianka) prześwietny, ale wirus pokrzyżował plany. Ukraiński nadawca wysłał ich zatem ponownie, z numerem „Shum” który po półfinale wskoczył do czołówki u bukmacherów i ma już 7 mln odtworzeń na YouTube (uzbierane przez 3 dni), więc żałuję troszkę, że nie postawiłem zawczasu (tak samo, jak żałuję, że nie kupiłem bitcoina jak pierwszy raz o tym słyszałem lata temu, kiedy w ogóle to cudo wchodziło na rynek – dziś pisałbym pewnie z jakiegoś podatkowego i ciepłego raju, ale wtedy pomyślałem, że ktoś chce mnie naciągnąć metodą „na bitcoina” i zabrać moje miliony).
Podoba mi się Finlandia (klik!) – bo brzmi jak stare dobre Linkin Park, Belgia (klik!) – bardzo jakościowy kawałek bez piórek w tyłku i fajerwerków, Rosja (klik!) – która na żywo spodobała mi się ze względu na lokalny folklor czy Szwecja (klik!), która co prawda znowu wysyła po prostu dobry pop, ale w przeciwieństwie do poprzednich lat, które irytowały mnie swoją sztucznością, wokalista Tusse wydaje się mniej spięty i skupiony na zwycięstwie niż jego poprzednicy. Na mieście mówią, że Francja może wygrać, widziałem kawałek i faktycznie, potwierdzam.
PS: Jeżeli chodzi o oglądalność półfinałów to była ona lepsza niż ta przy poprzedniej edycji.
Zapraszam na Facebooka – klik!